Monte Gordo, mój drugi sportowy dom
W 2006r, czytałem wywiad z Danem Luisem, kandyjczykiem, libero Skry Bełchatów, która lała wtedy naszpikowane gwiazdami PZU AZS Olsztyn. Na pytanie dziennikarza, czy Bełchatów to nie za małe dla niego miasto odpowiedział (cytuję z pamięci): mam tutaj świetnie zorganizowany Klub, mam gdzie mieszkać, gdzie trenować i nic nie zajmuje mi głowy. Bełchatów to doskonałe miejsce do uprawiania siatkówki. Piszę to, bo w Monte Gordo mam tak samo. Nie jest to metropolia, prosta do biegania ma 2 (słownie: dwa) kilometry, a tereny leśne dają możliwość pobieganie po pętli raptem 8-9 km. Na więcej trzeba już się nakręcić. Ale niczego więcej nie potrzebuję. Mimo, że pogoda w tym roku nie rozpieszczała, to żadnego treningu biegowego nie zrobiłem w rajtkach, a na rower na długo wybrałem się zaledwie raz. Basen 3,5 euro w odległości 3,5km. Rutynowe dnie wyglądały dokładnie tak samo: rano trening, potem praca online (albo na plaży, albo w wynajętym mieszkaniu), potem 2 treningi, potem znowu siedzenia na plaży do zachodu słońca. W międzyczasie gotowanie, czytanie, pranie, czyli dokładnie to damo co w domu.
Co czyni to miejsce tak wyjątkowym? Dla mnie, ta kombinacja niskich cen (kawa na plaży 0,90e), wszystkiego co potrzebne do trenowania na miejscu, stałej pogody (padało raz na 5 tygodni mojego pobytu) i bardzo dobrej infrastruktury. W jej skład wchodzą przyzwoite/dobre asfalty, mały ruch samochodowy, dostęp do dużej ilości restauracji i sklepów jak i puste plaże, na których w okresie „off season” można swobodnie i bezpłatnie posiedzieć na leżakach. A, high life jest zaledwie kilka km na zachód (Altura, Tavira) albo na wschód VRSA. Swoją drogą to właśnie do VRSA jeździłem na zajęcia z jogi i widziałem reklamę beach club 4* hotelu, gdzie leżak kosztuje 50e/dzień, ale za to masz kieliszek szampana (nie wina musującego).
Joga, a właściwie jej poszukiwanie, pokazało mi zalety globalizacji. Bo oczywiście w necie jest WSZYSTKO. Jestem w MG już 4 raz, ale lekcją jaką mam po tegorocznym pobycie to kolejny pomysł na zmniejszenie kosztów tegoż pobytu. Zamiast wypożyczać rower miejski (10e/tydzień) za rok, po prostu kupię go na lokalnym OLX (znalazłem taki sam za 40e) i zostawię go u gospodarza. Podobnie z trenażerem. Każdy kto myśli o alternatywie na słabą pogodę nie musi go ciągnąć. W lokalnym Lidl widziałem (wczoraj) trenażer na oponkę za 60e. Rower 26’ MTB w CONTINENTE (trzecia poza LIDL i Pingo Doce sieć) kosztuje 119e. I wszystko… jest do oddania na koniec, albo do przechowania u znajomego gospodarza. Mieszkanie z internetem wynająłem za 500e za 5 tygodni. Jedyna rzecz, której w nim brakowało to klima, którą można by mieszkanie szybciej zagrzać. Ale kaloryfer elektryczny dał radę, pomógł kombinezon frotte jaki kupiłem za 16e oraz farelka. Tę ostatnią oddałem, bo wysadzała korki. Mieszkanie doposażyłem w wagę łazienkową, bo moja p. Dietetyk kazała mi „ważyć postępy” 😉
Oczywiście mam pracę jaką mam. Nie każdy może szkolić czy pracować online. Ja mogę i choć wymaga to właściwego zaplanowania kalendarza to nie mam poczucia, żebym pracował mniej. No może nie szkolę 5 dni w tygodniu, bo nie każdy klient chce szkolenia online, ale nawet biorąc pod uwagę potencjalną zajętość 9-17 (tradycyjne godziny szkolenia) to swobodnie można zmieścić trening przed (robi się jasno o 7) i po (słońce zachodzi o 18), a ścieżka do biegania jest oświetlona
Polecam!
Komentarze
Prześlij komentarz