Posty

Wyświetlanie postów z marzec, 2023

Igły, piny i... widelec czyli jak zwykle tydzień przed startem...

Obraz
  Zawsze, ale to zawsze jest tak, że na tydzień przed ważnym startem coś się wydarza. Dokładnie na 7 dni przed Mistrzostwami Świata napisałem do trenera: „Noga się zepsuła, idę na masaż, a potem na igły. Raczej przeciążenie, nie kontuzja. Jestem pełen optymizmu, nie panikuję”. Pisałem tego sms po ostatnim mocnym treningu 2x2km i 4x1km, który wykonywałem już z bolącą nogą. I choć po rozgrzaniu było ok, to po treningu już tak dobrze nie było… Świetnie przepracowany okres przygotowawczy, wyśmienity start pośredni, bardzo dobrze wykonany ostatni trening i cały tydzień do startu. Naprawdę miałem luźne szelki. Jednak z każdą godziną mój optymizm gasł. Ból ustępował, ale nie w takim tempie, w jakim bym chciał. Niedziela w planie treningowym i tak miała być wolna, więc nie było potrzeby „próbować” nogi. Każdy zna zapewne to uczucie, kiedy to budzi się rano i czeka tego momentu, kiedy „wróci” ból. Niestety tak samo było w niedzielę rano i w poniedziałek. Niedzielne igły nie pomogły, więc zr...

Życiówka z Poznania i najtrudniejszy biegowy tydzień tuż po niej :)

Obraz
  Miałem w swojej przygodzie treningowej trudne tygodnie. Jeden szczególnie utkwił mi w pamęci: 32h treningu. W jego II części musiałem odmówić jednego szkolenia, bo nawet przy moich dobrej znajomości organizacji czasu pracy i logistyki, zasnąłbym za kierownicą. A, i tak zasypiałem o 20 😊 . Ze zmęczenia. Było to u Darka Sidora, ale i też to po tych hardkorowych tygodniach zrobiłem obecną i pewni już foreverową życiówkę w IRONMANIE (8h48’). U Tomka Kowalskiego też były takie tygodnie. No może z mniejszą liczbą godzin, ale równie intensywne, co w połączeniu z ilością szkoleń dawało po garach. Moją traumą są dni po wygranych MŚ w duathlonie, kiedy to w ndz wróciłem autem z Danii, a we wtorek szkoliłem już we Wrocławiu normalnie trenując i ciągnąć cały cyrk. A dopełnieniem był wieczór kiedy kończyłem rower w pokoju hotelowym akcentem 15’ typu all out, zszedłem z roweru, i od razu zaległem w łóżku. No dobra po prysznicu. Ale owsiankę potreningową jadłem już na wpół śpiący. A rano od 6 ...

Monte Gordo, mój drugi sportowy dom

Obraz
W 2006r, czytałem wywiad z Danem Luisem, kandyjczykiem, libero Skry Bełchatów, która lała wtedy naszpikowane gwiazdami PZU AZS Olsztyn. Na pytanie dziennikarza, czy Bełchatów to nie za małe dla niego miasto odpowiedział (cytuję z pamięci): mam tutaj świetnie zorganizowany Klub, mam gdzie mieszkać, gdzie trenować i nic nie zajmuje mi głowy. Bełchatów to doskonałe miejsce do uprawiania siatkówki. Piszę to, bo w Monte Gordo mam tak samo. Nie jest to metropolia, prosta do biegania ma 2 (słownie: dwa) kilometry, a tereny leśne dają możliwość pobieganie po pętli raptem 8-9 km. Na więcej trzeba już się nakręcić. Ale niczego więcej nie potrzebuję. Mimo, że pogoda w tym roku nie rozpieszczała, to żadnego treningu biegowego nie zrobiłem w rajtkach, a na rower na długo wybrałem się zaledwie raz. Basen 3,5 euro w odległości 3,5km. Rutynowe dnie wyglądały dokładnie tak samo: rano trening, potem praca online (albo na plaży, albo w wynajętym mieszkaniu), potem 2 treningi, potem znowu siedzenia na pla...