Igły, piny i... widelec czyli jak zwykle tydzień przed startem...

Zawsze, ale to zawsze jest tak, że na tydzień przed ważnym startem coś się wydarza. Dokładnie na 7 dni przed Mistrzostwami Świata napisałem do trenera: „Noga się zepsuła, idę na masaż, a potem na igły. Raczej przeciążenie, nie kontuzja. Jestem pełen optymizmu, nie panikuję”. Pisałem tego sms po ostatnim mocnym treningu 2x2km i 4x1km, który wykonywałem już z bolącą nogą. I choć po rozgrzaniu było ok, to po treningu już tak dobrze nie było… Świetnie przepracowany okres przygotowawczy, wyśmienity start pośredni, bardzo dobrze wykonany ostatni trening i cały tydzień do startu. Naprawdę miałem luźne szelki. Jednak z każdą godziną mój optymizm gasł. Ból ustępował, ale nie w takim tempie, w jakim bym chciał. Niedziela w planie treningowym i tak miała być wolna, więc nie było potrzeby „próbować” nogi. Każdy zna zapewne to uczucie, kiedy to budzi się rano i czeka tego momentu, kiedy „wróci” ból. Niestety tak samo było w niedzielę rano i w poniedziałek. Niedzielne igły nie pomogły, więc zr...